bił ją najmocniej wieczorami kiedy frustracje brały górę celnie obdarzał ją razami sygnując delikatną skórę błagała niebo o ratunek boże mój drogi ulżyj duszy no…
czekanie jak zgaszenie świecy zapomnienie własnego imienia kartka po kartce spada ostatni liść dobrze że kiedyś jutro będzie wczoraj *** Bianka fot. Muriel Vergnaut
uwieziony w jej biodrach jak zapach w butelce pochłaniał tę gładkość którą drażnił śmiało dostając ją w darze chciał dać stokroć więcej uwolnić z piętna…
rozniećmy dziś ulotne wspomnienia senne klisze albumy pamiątki ja się wzniosę lekko na paluszkach aby wtopić me wargi w twe usta nie uciekaj wietrzny przyjacielu…
dzielę się z wami swoim szczęściem łapcie naręcza mej radości chrupcie migdały wściekle niebieskie owoce wszystkich wielkich miłości wysyłam listy pachnące bzami w każdym wyznanie…
serce narząd wielkości zaciśniętej pięści a zmieści w przedsionkach i rozpacz i miłość śmierć je kiedyś zatrzyma czas za to nakręcił forsuje wiele przeszkód swą…
jego miłość jak co wieczór rozdzierała pustkę w czterech ścianach głośno łkała walczyła ze smutkiem przedzierała się przez komin wplątywała w drzewa próbowała tę dogonić…
niebo kwitnie dziś na biało sypie wokół śnieżnym kwieciem wszystko nagle wypiękniało mróz na oknach wzory plecie w domach ogień już w kominkach czule serca…