przytul mą sukienkę co wisi na sznurze zachłannymi dłońmi pognieć jej materiał za parkanem skryta będę się przyglądać jak mógłbyś mnie samej nie sukni pożądać…
trzymam w dłoniach list od ciebie widzę twego palca odcisk odnajduję dawną siebie pamięć rani niczym pocisk wszystko wtedy szło tak łatwo moje oczy piękne…
jestem trochę jak skarpeta nie do pary z ładnym wzorem zatem szkoda mnie wyrzucić nieprzydatna jak zgubione okulary bez drucika porzucony w kąt kogucik wciąż…
gdybyś tak dzisiaj przyjechał mój książę na białym koniu obiad by wcale nie czekał bałagan by cię przegonił ty kiedyś tak wytęskniony dziś jak bibelot…