nasze myśli od dawna do siebie biegały chociaż wcale tego nie mogliśmy wiedzieć a dusze tęskniąco za sobą wołały przyciągając nam ciała odległe od siebie…
w nocy egzystuje się jakoś inaczej księżycowe światło otula objęciem staję się pokornym swych myśli słuchaczem próbując je uśpić choć walczą zawzięcie wtedy te ściśnięte…
uchyl rąbka sekretu życie niedościgłe jak wzlecieć ponad chmury umysłu skrzydłami jak pokonać zasieki ograniczeń myśli by móc dotknąć bezkresu co wolnością mami człowiecza beztroska…
nie gardźmy miłością nawet tą skończoną która brudna i ciężka jak pociągu koła co chciałaby nadal wspomnienia ożywiać jednak ją już otchłań zapomnienia woła była…
jestem sobowtórem przedawnionej siebie ta sama mimika refleksy we włosach lecz już tyle uciekło bezcennego czasu on marzenia i myśli dłutkiem swym ociosał niby wciąż…
życie zamknęło jakiś rozdział zasznurowało jego wątek dlaczego teraz głupie serce mówi że mógł to być początek już dłonie nasze się nie złączą usta nie…
jak jasna zjawa snu nieśmiertelnego szukam wolności w swojej własnej duszy przeszywam mgliste rozdroża umysłu staram się przeszłość przyszłością zagłuszyć nie ma mnie we mnie…
pytanie żądne odpowiedzi bezmoc ust skurcz jak kłódka na krtań kod na ciebie i na mnie zamknij wrota wyobraźni ona burzy rozsądek doprowadza do szaleństwa…