samotność w świecie pełnym ludzi dziwna pokuta dla niepokornych bez grzechu spowiedzi aktu skruchy tylko dotyk swych myśli zadziornych nie odlatuj jaskółeczko radości rozłóż skrzydła…
za młodnikiem gdzie brzozy liśćmi pieszczą runo gdzie krzewy dotykają smukłych traw zielonych uklękła raz dziewczyna gdy przestał ją gonić prosiła w myślach boga by…
wiem że musiałeś odejść to jedyne wyjście rozumiałam bezgłośnie wyjąc do księżyca koniec był wpisany od razu wraz z przyjściem wiedzieliśmy oboje gdzie biegnie granica…
naturo w swoim pięknie niezdobyta twierdzo zachwycając się tobą czuję gorycz w duszy widząc twą potęgę czuję własną mierność odczuwając swoisty kalejdoskop wzruszeń drzewa góry…
grzechu mistyczna kanalio świętolica zbrodnio ty zuchwały graczu podstępny oszuście wierny towarzyszu doli i niedoli nie lękasz się spowiedzi usypiasz w odpuście czyhając za rogiem…
idą powolutku suną ramię w ramię trasą identyczną jak codziennie rankiem on tuli w swej dłoni jej drobną i suchą wiodąc ku wieczności odwieczną wybrankę…
lubię słuchać rozmów gwaru ludzkich myśli po wypowiedzeniu stają się bytami słowa jak waluta wykuwana z ciszy pomimo że staniały są wciąż diamentami dobiegają…
lipcowa przyrodo w swą dojrzałość hojna wypełniasz oczy pięknem a usta swym smakiem zapachami jak rozkosz miłości upojna wypalasz arabeski złotym słońca znakiem otulasz…
wyśnię cię cichutko żeby nikt nie słyszał wypełnisz mą postać niedopowiedzeniem los nie mogąc nic zrobić będzie ciężko dyszał zniesmaczony odważnym czasu uwodzeniem sen…