naturo w swoim pięknie niezdobyta twierdzo zachwycając się tobą czuję gorycz w duszy widząc twą potęgę czuję własną mierność odczuwając swoisty kalejdoskop wzruszeń drzewa góry…
grzechu mistyczna kanalio świętolica zbrodnio ty zuchwały graczu podstępny oszuście wierny towarzyszu doli i niedoli nie lękasz się spowiedzi usypiasz w odpuście czyhając za rogiem…
idą powolutku suną ramię w ramię trasą identyczną jak codziennie rankiem on tuli w swej dłoni jej drobną i suchą wiodąc ku wieczności odwieczną wybrankę…
lubię słuchać rozmów gwaru ludzkich myśli po wypowiedzeniu stają się bytami słowa jak waluta wykuwana z ciszy pomimo że staniały są wciąż diamentami dobiegają…
lipcowa przyrodo w swą dojrzałość hojna wypełniasz oczy pięknem a usta swym smakiem zapachami jak rozkosz miłości upojna wypalasz arabeski złotym słońca znakiem otulasz…
wyśnię cię cichutko żeby nikt nie słyszał wypełnisz mą postać niedopowiedzeniem los nie mogąc nic zrobić będzie ciężko dyszał zniesmaczony odważnym czasu uwodzeniem sen…
cicho grają skrzypeczki w tej wiosce wspomnieniami melodia rozbrzmiewa zew tęsknoty słyszalny w jej głosie aż uczucie nostalgii dojrzewa drzewa w sadzie urosły dwukrotnie…
psychopata z psychopatką się poznali lodowata połączyła ich wrażliwość może nawet się pozornie pokochali gdyby u nich też możliwa była miłość czarowali się nawzajem z…
nadal cię tu widuję w parkowej alei swym ciekawskim wzrokiem wyglądasz wiewiórek gdybyśmy to wcześniej choć o dzień wiedzieli że już czarna pani pociąga za…